Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2017
Dystans całkowity: | 539.35 km (w terenie 160.00 km; 29.67%) |
Czas w ruchu: | 25:13 |
Średnia prędkość: | 21.39 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 41.49 km i 1h 56m |
Więcej statystyk |
Piątek, 31 marca 2017
Gołąbki rodzinnie
Jako, że starszy syn został porwany przez dziadków, postanowiliśmy z małżonką zapewnić atrakcji młodszemu. Zdecydowaliśmy się na pierwszą wycieczkę młodego w rowerowym foteliku. Z początku bał się, że wypadnie, ale po chwili się uspokoił i napawał widokami. Obraliśmy kierunek Gołąbki i dojechaliśmy do Jeziora Wieśniata, gdzie zrobiliśmy dłuższy postój:
Napotkaliśmy wiele atrakcji. Między innymi żaby:
i nigdy przeze mnie nie spotkany widok raka. Udało mi się wyłowić samicę raka błotnistego:
Oczywiście po sesji wypuściłem modelkę z powrotem. Jest to gatunek objęty ochroną.
Ogólnie dzień spędzony fajnie, szkoda tylko, że nie wzięliśmy prowiantu na ognisko. Przynajmniej starszemu było mniej żal :P
Napotkaliśmy wiele atrakcji. Między innymi żaby:
i nigdy przeze mnie nie spotkany widok raka. Udało mi się wyłowić samicę raka błotnistego:
Oczywiście po sesji wypuściłem modelkę z powrotem. Jest to gatunek objęty ochroną.
Ogólnie dzień spędzony fajnie, szkoda tylko, że nie wzięliśmy prowiantu na ognisko. Przynajmniej starszemu było mniej żal :P
- DST 28.29km
- Czas 01:40
- VAVG 16.97km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Dookoła Jeziora Wierzbiczany
Udało się zgadać na spontaniczny popołudniowy trip w środku tygodnia z Mariuszem, Kacprem i Krzychem. Grzegorz odpuścił tego dnia, bo pochłonęły go prace ogrodowe. Obraliśmy trasę przez Święte, gdzie odbiliśmy najpierw na skarpę, singlem do ścieżki wzdłuż jeziora i dalej na Jankowo Dolne. Spod plaży pojechaliśmy do Lubochni na błotny singiel i dalej kurs na Krzyżówkę i powrót przez Miaty. Wyjazd bardzo dobry - dzięki chłopaki!
- DST 31.77km
- Teren 16.00km
- Czas 01:31
- VAVG 20.95km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 marca 2017
Z pracy
Z pracy z kozackim wschodem słońca:
Do pracy jechałem już samochodem, bo zapowiadano deszcze...
Do pracy jechałem już samochodem, bo zapowiadano deszcze...
- DST 19.79km
- Teren 7.00km
- Czas 00:55
- VAVG 21.59km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 marca 2017
Z pracy/do pracy
- DST 40.31km
- Teren 8.00km
- Czas 01:51
- VAVG 21.79km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozpoczęcie sezonu z GKKG
Na niedzielę zaplanowane było wydarzenie organizowane przez GKKG pod szyldem rozpoczęcia sezonu rowerowego. Dla mnie sezon kończy się z końcem roku i zaczyna z jego początkiem, ale traktując to jako symboliczne rowerowe przywitanie wiosny postanowiłem się tam udać. Pomimo, że na miejscu spotkało się nas kilku trzemesznian, powstało kilka obozów dojazdowych. Jedni pojechali przez Wymysłowo, inni krajówką, jedni wcześniej, drudzy później. Ja postanowiłem się wybrać z Kacprem wariantem przez Kozłowo i Strzyżewa. Na miejscu zjawiło się dosyć sporo osób:
Zdjęcie pokazuje około połowy uczestników. Komplet przedstawia pamiątkowe zdjęcie ze strony GKKG:
Krótka odprawa komandora i wyjazd ekipy do Skorzęcina. Niestety, organizacja przejazdu przez miasto była co najwyżej średnia, bo stawka rozłożyła się w trasie na światłach i innych skrzyżowaniach. Ponadto tempo znośne dla wszystkich było utrzymywane do Lubochni. Dalej zaczęło się nadawanie coraz mocniejszego tempa przez ścigantów, co rozproszyło peleton w miał. Ostatecznie okazało się, że mimo, że jechałem mniej więcej na końcu tej szybkiej grupy, dotarłem pierwszy na molo w Skorzęcinie. Spotkałem tam plażujących bikestatowiczów w osobach: jerzyp1956, mateuszp1999 oraz kubolsky. Po chwili zaczęli się zjeżdżać pozostali tak, że jedni zdążali już wyjeżdżać, a inni odjeżdżać. Powrót w samotności, gdyż do rybakówki próbowałem nadążyć za ekipą z Trzemeszna, ale później odpuściłem ze względu na duże tempo. Zwłaszcza, że wieczorem jechałem jeszcze rowerem do pracy na nockę.
Zdjęcie pokazuje około połowy uczestników. Komplet przedstawia pamiątkowe zdjęcie ze strony GKKG:
Krótka odprawa komandora i wyjazd ekipy do Skorzęcina. Niestety, organizacja przejazdu przez miasto była co najwyżej średnia, bo stawka rozłożyła się w trasie na światłach i innych skrzyżowaniach. Ponadto tempo znośne dla wszystkich było utrzymywane do Lubochni. Dalej zaczęło się nadawanie coraz mocniejszego tempa przez ścigantów, co rozproszyło peleton w miał. Ostatecznie okazało się, że mimo, że jechałem mniej więcej na końcu tej szybkiej grupy, dotarłem pierwszy na molo w Skorzęcinie. Spotkałem tam plażujących bikestatowiczów w osobach: jerzyp1956, mateuszp1999 oraz kubolsky. Po chwili zaczęli się zjeżdżać pozostali tak, że jedni zdążali już wyjeżdżać, a inni odjeżdżać. Powrót w samotności, gdyż do rybakówki próbowałem nadążyć za ekipą z Trzemeszna, ale później odpuściłem ze względu na duże tempo. Zwłaszcza, że wieczorem jechałem jeszcze rowerem do pracy na nockę.
- DST 85.86km
- Teren 22.00km
- Czas 03:48
- VAVG 22.59km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 24 marca 2017
Wał wydartowski
Pogoda taka, że nie omieszkałem po pracy wyjechać chociaż na chwilę. W planie było pojechać przez Ignalin do Palędzia Dolnego, gdzie chciałem okrążyć Jezioro Palędzkie i wrócić, jednak szybko doszedłem do wniosku, że przed zachodem słońca nie zdążę wrócić. Udałem się przez Kruchowo do rozjazdu na Duszno, Ignalin i Dębno. Po drodze napotkałem żurawia, który po chwili uciekł:
Na rozjeździe skróciłem sobie drogę skręcając z czarnego szlaku z jedynką w kierunku Dębna pokonując solidny podjazd. Przy okazji poznałem nowe ścieżki Wału Wydartowskiego (wstyd, że byłem tam tyle razy, a nigdy nie postanowiłem sprawdzić terenów północnej strony wieży). Po kilku skrętach wyjechałem na ścieżce, gdzie rozlegały się takie widoki z wieżą w tle:
Po chwili skręciłem w prawo i uświadomiłem sobie, że wjechałem w tereny, na których uprawiano offroad samochodowy (wszystko rozjeżdżone). Wyjechałem po chwili w Izdbach i pognałem asfaltem do Wylatowa i stamtąd do Trzemeszna przez Popielewo wzdłuż Jeziora Popielewskiego. Po drodze zachwycałem się też zachodzącym słońcem gdzieś nad Wydartowem:
Na rozjeździe skróciłem sobie drogę skręcając z czarnego szlaku z jedynką w kierunku Dębna pokonując solidny podjazd. Przy okazji poznałem nowe ścieżki Wału Wydartowskiego (wstyd, że byłem tam tyle razy, a nigdy nie postanowiłem sprawdzić terenów północnej strony wieży). Po kilku skrętach wyjechałem na ścieżce, gdzie rozlegały się takie widoki z wieżą w tle:
Po chwili skręciłem w prawo i uświadomiłem sobie, że wjechałem w tereny, na których uprawiano offroad samochodowy (wszystko rozjeżdżone). Wyjechałem po chwili w Izdbach i pognałem asfaltem do Wylatowa i stamtąd do Trzemeszna przez Popielewo wzdłuż Jeziora Popielewskiego. Po drodze zachwycałem się też zachodzącym słońcem gdzieś nad Wydartowem:
- DST 31.42km
- Teren 11.00km
- Czas 01:36
- VAVG 19.64km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 marca 2017
Lasy skorzęcińskie
Wstępnie dzień wcześniej umówiłem się z Mariuszem na eskapadę do Skorzęcina zeksplorować trasę Winter Race i pomęczyć się trochę. Jako, że z pracy późno dosyć wróciłem i nie dałem w porę znać koledze, ten postanowił ruszyć tak jak ustalił, czyli o 15:30. Ja, aby nie mieć wyrzutów, że znowu nie pojeździłem, ruszyłem w pogoń z 15 minut po Mariuszu. Wybrałem możliwie najkrótszą drogę przez Bieślin, Gaj i zielonym szlakiem do nadleśnictwa Piłka, gdzie wbiłem się na trasę. Niestety, ani śladu po chłopie. Znając jego tempo pewnie był tam przede mną z 10 minut bo prawdopodobnie gdzieś na trasie by mnie dogonił :P Objechałem soczyste tereny, dojeżdżając do ośrodka skąd ruszyłem znowu lasem do Trzemeszna podobną drogą. Na trasie machnąłem fotkę jeziorka w Kinnie, co by wpis nie był pusty :P:
- DST 38.87km
- Teren 25.00km
- Czas 01:51
- VAVG 21.01km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 marca 2017
Duszno, do pracy/z pracy
Po ostatnim wyjeździe doznałem trzech różnych problemów z rowerem.
Pierwszy - pod koniec ostatniej wyprawy podjechałem do Mariusza pogadać o wyprawie do Śnieżycowego Jaru i zauważyłem, że nie mam powietrza w przednim kole. Okazało się, że jest przebita opona przez kolec róży (żart dosłownie...)
Drugi - przy okazji zdejmowania opony wyczaiłem, że pojawił się spory luz na osi przedniego koła. Napisałem do sprzedawcy, że poluzowały się konusy piasty i czy jestem w stanie w ramach gwarancji w dowolnym punkcie Krossa naprawić ten defekt. Otrzymałem odpowiedź, że dana piasta nie ma konusów i że dziwna sprawa. Odpisałem, że skoro nie ma konusów, to coś się rozkręciło i jest teraz luz i znów pytanie odnośnie naprawy, to otrzymałem odpowiedź, że mogę wysłać koło do sprzedawcy, albo naprawić samemu. Jako, że nie chciało mi się czekać X dni na zwrot sprawnej części, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
Trzeci - dalszy problem z powietrzem w amortyzatorze. Przepytałem znanych mi potencjalnych posiadaczy pompki do amortyzatora o jej posiadanie, na co uzyskałem odpowiedź negatywną.
Nie jestem typem załamującego się człowieka w takiej chwili i podjąłem wyzwanie: zrobić wszystko jak najmniejszym kosztem. Zacząłem rzecz jasna od łatania dętki łatkami i klejem - z powodzeniem.
Następna kwestia to piasta. Posiadam klucze do konusów od 12 mm do 17 mm. Okazuje się, że w sztywnej osi z przodu występują klucze 18 mm i 22 mm. Challenge accepted!
Przeszukuję internet - znalazłem dobrej jakości narzędzia BITUL, w które musiał bym wpakować około 50 zł (tu i tu). Odpada.
Rozwiązanie: znalazłem kawał blachy gdzieś w piwnicy, zabranie do pracy i mam gotowy narzędź zrobiony własnoręcznie: klucz 18 mm i 22 mm w jednym. Cena: raptem kilka zł za blachę.
Przy odkręcaniu osi jednak okazało się, że piasta jest na łożyskach kulkowych (a więc posiada konusy - miałem rację...). Ponadto poznałem wcześniej po nakrętce kontrującej z jednej strony. Swoją drogą świetnie nasmarowana, więc duży plus dla Shimano.
Pozostała kwestia amortyzatora. Pompka dedykowana do amora kosztuje około 60 zł (np. BETO). Challenge accepted!
Rozwiązanie: skomponować samemu końcówkę do pompki ręcznej z dostępnych w sklepie z artykułami przemysłowymi rzeczy.
Oto co udało mi się popełnić:
Od lewej: złączka pneumatyczna na wężyk 6 mm z połączeniem M5 + nakrętka M5 (2 zł), wężyk pneumatyczny 6x4 (5 zł za metr, tutaj 20 cm - 1 zł), złączka pneumatyczna na wężyk 6 mm z połączeniem 3/8" (2 zł), trójnik 3x3/8" (5 zł), manometr - znalazłem w piwnicy (może się obyć bez - koszt około 25 zł) i stara gumka od pompki ręcznej (dobrze czasami trzymać taki szpej)
Całość z zamontowaniem do pompki wygląda tak:
Montaż - wywalam plastikowy dynks spod gumki, przykręcam złączkę M5 nakrętką do gumki z podłożoną nakrętką od pompki, przykręcam całość do pompki.
Test szczelności - nałożyłem końcówkę na śrubę M8. Pompowałem ile sił w rękach. Manometr, wyskalowany do 12 bar, zamknął licznik i miałem siłę jeszcze dalej pompować. Śruba wcale nie wypadła. Ciśnienie utrzymane ponad minutę.
Werdykt - za około 15 do 40 (z manometrem) zł zbudowałem sprzęt umożliwiający podnoszenie ciężarówki bez lewarka :)
W całym tym zamieszaniu zapomniałem o dorobieniu części umożliwiającej wciskanie dynksa w zaworze po nałożeniu nań końcówki. Mógłbym wtedy precyzyjnie pompować ciśnienie do wymarzonej wartości. To jest kolejny challenge.
Na ten czas ustawiłem sobie za pomocą istniejącego sprzętu SAG pod swoją wagę (pompując ciśnienie wciskało samoczynnie dynks, co pozwalało wtłaczanie powietrza wewnątrz komory amortyzatora).
Uradowany, że wszystko udało się ogarnąć w tak szybkim tempie, ruszyłem na podbój kolejnych terenów. Tym razem obrałem kierunek Duszno, oczywiście wariantem terenowym :) Już za młynem pojawiają się przyjemne widoki pary łabędzi na jeziorze:
Docieram do wieży, gdzie jest naprawdę przyjemnie:
Spod wieży w kierunku Kruchowa czarnym szlakiem z jedynką i powrót asfaltem. Później jazda do pracy i z powrotem w jedną stronę wzdłuż jeziora Wierzbiczany, w drugą krajówką przy znikomym ruchu w nocy.
Ocena roweru z drugiego wypadu:
Amortyzator w końcu zaczyna działać! Co więcej - uniemożliwia uślizgnięcie się przedniego koła nawet w sypkim piachu na szybkim wirażu (zjazdy z hałd w Dusznie). Jestem pod wrażeniem jego działania. Powoli zaczynam też ogarniać biegi. Rower zmusza mnie do tego, żeby pod strome podjazdy depnąć trochę mocniej - wyczytałem, że wtedy szybciej się wjeżdża i mniej męczy. Testuję - póki co to jest racja. Duże koło dodatkowo pozwala płynnie przejść w ten mocniejszy etap podjazdu. Coraz bardziej odpowiada mi pozycja na rowerze i zaczyna mi brakować rogów na długiej prostej. Pomyślimy o tym w późniejszym czasie. Trudno mi póki co ocenić siodło, bo za krótkie trasy poczyniam. trzeba je wypróbować w trasie >100 km :)
Pierwszy - pod koniec ostatniej wyprawy podjechałem do Mariusza pogadać o wyprawie do Śnieżycowego Jaru i zauważyłem, że nie mam powietrza w przednim kole. Okazało się, że jest przebita opona przez kolec róży (żart dosłownie...)
Drugi - przy okazji zdejmowania opony wyczaiłem, że pojawił się spory luz na osi przedniego koła. Napisałem do sprzedawcy, że poluzowały się konusy piasty i czy jestem w stanie w ramach gwarancji w dowolnym punkcie Krossa naprawić ten defekt. Otrzymałem odpowiedź, że dana piasta nie ma konusów i że dziwna sprawa. Odpisałem, że skoro nie ma konusów, to coś się rozkręciło i jest teraz luz i znów pytanie odnośnie naprawy, to otrzymałem odpowiedź, że mogę wysłać koło do sprzedawcy, albo naprawić samemu. Jako, że nie chciało mi się czekać X dni na zwrot sprawnej części, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
Trzeci - dalszy problem z powietrzem w amortyzatorze. Przepytałem znanych mi potencjalnych posiadaczy pompki do amortyzatora o jej posiadanie, na co uzyskałem odpowiedź negatywną.
Nie jestem typem załamującego się człowieka w takiej chwili i podjąłem wyzwanie: zrobić wszystko jak najmniejszym kosztem. Zacząłem rzecz jasna od łatania dętki łatkami i klejem - z powodzeniem.
Następna kwestia to piasta. Posiadam klucze do konusów od 12 mm do 17 mm. Okazuje się, że w sztywnej osi z przodu występują klucze 18 mm i 22 mm. Challenge accepted!
Przeszukuję internet - znalazłem dobrej jakości narzędzia BITUL, w które musiał bym wpakować około 50 zł (tu i tu). Odpada.
Rozwiązanie: znalazłem kawał blachy gdzieś w piwnicy, zabranie do pracy i mam gotowy narzędź zrobiony własnoręcznie: klucz 18 mm i 22 mm w jednym. Cena: raptem kilka zł za blachę.
Przy odkręcaniu osi jednak okazało się, że piasta jest na łożyskach kulkowych (a więc posiada konusy - miałem rację...). Ponadto poznałem wcześniej po nakrętce kontrującej z jednej strony. Swoją drogą świetnie nasmarowana, więc duży plus dla Shimano.
Pozostała kwestia amortyzatora. Pompka dedykowana do amora kosztuje około 60 zł (np. BETO). Challenge accepted!
Rozwiązanie: skomponować samemu końcówkę do pompki ręcznej z dostępnych w sklepie z artykułami przemysłowymi rzeczy.
Oto co udało mi się popełnić:
Od lewej: złączka pneumatyczna na wężyk 6 mm z połączeniem M5 + nakrętka M5 (2 zł), wężyk pneumatyczny 6x4 (5 zł za metr, tutaj 20 cm - 1 zł), złączka pneumatyczna na wężyk 6 mm z połączeniem 3/8" (2 zł), trójnik 3x3/8" (5 zł), manometr - znalazłem w piwnicy (może się obyć bez - koszt około 25 zł) i stara gumka od pompki ręcznej (dobrze czasami trzymać taki szpej)
Całość z zamontowaniem do pompki wygląda tak:
Montaż - wywalam plastikowy dynks spod gumki, przykręcam złączkę M5 nakrętką do gumki z podłożoną nakrętką od pompki, przykręcam całość do pompki.
Test szczelności - nałożyłem końcówkę na śrubę M8. Pompowałem ile sił w rękach. Manometr, wyskalowany do 12 bar, zamknął licznik i miałem siłę jeszcze dalej pompować. Śruba wcale nie wypadła. Ciśnienie utrzymane ponad minutę.
Werdykt - za około 15 do 40 (z manometrem) zł zbudowałem sprzęt umożliwiający podnoszenie ciężarówki bez lewarka :)
W całym tym zamieszaniu zapomniałem o dorobieniu części umożliwiającej wciskanie dynksa w zaworze po nałożeniu nań końcówki. Mógłbym wtedy precyzyjnie pompować ciśnienie do wymarzonej wartości. To jest kolejny challenge.
Na ten czas ustawiłem sobie za pomocą istniejącego sprzętu SAG pod swoją wagę (pompując ciśnienie wciskało samoczynnie dynks, co pozwalało wtłaczanie powietrza wewnątrz komory amortyzatora).
Uradowany, że wszystko udało się ogarnąć w tak szybkim tempie, ruszyłem na podbój kolejnych terenów. Tym razem obrałem kierunek Duszno, oczywiście wariantem terenowym :) Już za młynem pojawiają się przyjemne widoki pary łabędzi na jeziorze:
Docieram do wieży, gdzie jest naprawdę przyjemnie:
Spod wieży w kierunku Kruchowa czarnym szlakiem z jedynką i powrót asfaltem. Później jazda do pracy i z powrotem w jedną stronę wzdłuż jeziora Wierzbiczany, w drugą krajówką przy znikomym ruchu w nocy.
Ocena roweru z drugiego wypadu:
Amortyzator w końcu zaczyna działać! Co więcej - uniemożliwia uślizgnięcie się przedniego koła nawet w sypkim piachu na szybkim wirażu (zjazdy z hałd w Dusznie). Jestem pod wrażeniem jego działania. Powoli zaczynam też ogarniać biegi. Rower zmusza mnie do tego, żeby pod strome podjazdy depnąć trochę mocniej - wyczytałem, że wtedy szybciej się wjeżdża i mniej męczy. Testuję - póki co to jest racja. Duże koło dodatkowo pozwala płynnie przejść w ten mocniejszy etap podjazdu. Coraz bardziej odpowiada mi pozycja na rowerze i zaczyna mi brakować rogów na długiej prostej. Pomyślimy o tym w późniejszym czasie. Trudno mi póki co ocenić siodło, bo za krótkie trasy poczyniam. trzeba je wypróbować w trasie >100 km :)
- DST 60.87km
- Teren 18.00km
- Czas 02:45
- VAVG 22.13km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 marca 2017
Skorzęcin, Powidz
Na niedzielę wyszedłem z propozycją wypadu do rezerwatu Śnieżycowy Jar, gdyż na chwilę obecną przypada okres kwitnienia tych jakże pięknych kwiatów. Wstępnie wyjazd był umówiony na 7 rano. Niestety, ci co się zadeklarowali pojechali, ale beze mnie, bo zaspałem... Nie ma to jak pomysłodawca sam daje ciała :) (jednak cały tydzień nocnej zmiany dał się we znaki). Ale nie byłbym sobą, gdybym nie wyjechał tego dnia, więc wybrałem inny, nieco krótszy wariant pojeździć po lasach Powidzkiego Parku Krajobrazowego z odwiedzeniem Skorzęcina i Powidza. Teren ten nieprzypadkowo został przeze mnie wybrany, ponieważ miał stanowić istny poligon testowy dla mojego nowego nabytku, jakim jest Kross Level B8 zakupiony kilka dni wcześniej, otrzymany dwa dni wcześniej :)
I jeszcze moja uhahana gęba w siodle :)
Trochę gramoliłem się z przygotowaniem wierzchowca do jazdy, ale wolę spędzić więcej czasu na doregulowanie wszystkiego, niż później męczyć się z zatrzymywaniem i kręceniem czegoś na trasie. Jako że niby jest to ścigancka fura do XC, postanowiłem przetestować ją na trasie Winter Race. Niestety - najciekawsze smaczki zgubiłem (konkretnie ostatnie kilometry z sinusoidami i innymi atrakcjami) jednak co nieco zaznałem zjazdów i podjazdów. Trasa do około 10 kilometra wiodła szlakiem Winter Race, później w lesie pobłądziłem i wylądowałem na dukcie do Wylatkowa. Stamtąd już asfaltem do Powidza po drodze zgarniając panoramę na jezioro Powidzkie:
W Powidzu jeszcze zajeżdżam na deptak, gdzie spotykam swojego wąsatego brata. Czyż nie są podobni?
W tym samym miejscu,przy posiadówie na posiłek, zbiegają się okoliczne morsy przyciągając masę widowni:
Później standardowo ruszyłem wzdłuż torów do Przybrodzina, gdzie świeci pustkami:
Stamtąd już prosta droga do domu zielonym szlakiem, przez Kinno, Jerzykowo.
Jeszcze kilka słów odnośnie pierwszego dnia z nowym sprzętem.
Pokonałem w tym dniu nieco ponad 60 km.
Techicznie rower waży nieco więcej niż mój GT (około 1,5 kg więcej). Geometria ramy pasuje mi zarówno w starym jak i nowym. Wszystko chodzi jak w zegarku, jedynie amortyzator był zbyt miękko ustawiony i cały komfort jazdy w terenie został zakłócony. Nie ustawiłem go, bo nie miałem pompki, a kompresor na stacji paliw wpuścił jedynie 5 bar (jakieś 73 PSI), co było optymalnym ustawieniem na bikera ważącego 20 kg mniej.
Jeśli chodzi o napęd - przepaść pomiędzy 3x8 a 2x10. Przede wszystkim miałem spory problem z doborem optymalnej przerzutki w chwilowych warunkach panujących na trasie.
Hamulce - żyleta. Nigdy nie narzekałem na V-brake, ale 180 mm tarcza z przodu i hydrauliki to jest coś niesamowitego. Dosłownie wrzynają się w podłoże.
Pozycja na rowerze, wielkość ramy - przepaść pomiędzy GT a Krossem. Zupełnie inna pozycja; niby pochylam się tak samo, ale kierownica jest w innym miejscu, pedały znajdują się w innym miejscu. Generalnie wszystko jest w innym miejscu :)
Koła - duże koło ma znaczenie, ale tylko w terenie. Na asfalcie nie czułem żadnej różnicy pomiędzy 26" a 29". Przede wszystkim fajne jest to, że mogę zablokować amortyzator i nie tracę siły zbędnie uginając go. Za to wjeżdżając w teren zaczyna się prawdziwa zabawa. Rower przez wszelkie przeszkody przechodzi płynnie z obciążeniem niczym kulturysta robiąc ósme ćwiczenie na klatę (nie mylić z serią :) ). Na 26 calach miałem jakby tąpnięcie, przeskok z jazdy lekkiej w ultraciężką (np. korzenie, kamienie, podjazd etc.). Na dużych kołach rower jakby przygotowuje kolarza do zmiany obciążenia , przez co można efektywniej wykorzystać czas pokonywania przeszkód, albo nawet je zaniedbać kiedy są krótkie (po prostu przelecieć przez nie). Technicznie nie mogę powiedzieć złego słowa na ich temat, bo ich nie znam. Piasty podobne jak w GT z tym, że na sztywnych osiach (ciekawe co to daje), ponoć ciężkie. Obręcze bliżej mi nieznane, ponoć lekkie. Tarcze - duży plus, że z przodu pojawia się 180 mm.
Opony - to jest duży mankament w tym rowerze. Za niemałe pieniądze dają najniższą wersję Rapid Robów 2,1" w wersji drutowej. Na czymś jednak trzeba przyoszczędzić, a że opony zużywają się szybko, można szybko je wymienić. W tej kwestii nie narzekam, bo bieżnik jest w miarę przyczepny.
Ogólna ocena z jazdy - muszę się na nowo nauczyć jeździć. Pierwsze wrażenie to takie, że na asfalcie jest gorzej, a w terenie lepiej niż na GT. Nie potrafię jeszcze jednak pedałować optymalnie do warunków panujących pod kołami. Wiadomo - nie od razu Rzym zbudowano. Czuję jednak duży potencjał w tym rowerze.
Dlaczego akurat ten model?
Po pierwsze - miałem na wydanie na rower trochę pieniędzy, a że chciałem mieć coś porządnego, to zainwestowałem w zeszłoroczny sprzęt, który i tak kupiłem taniej.
Po drugie - chciałem zamówić Grand Canyon (droga przesyłka i długi czas oczekiwania) lub GT Zaskar Sport (nigdzie niedostępny w chwili poszukiwań), ale sprzęt tam ładowany do równowartości Krossa jest gorszy.
Po trzecie - mogłem kupić używany rower w dużo lepszej konfiguracji, ale uparłem się na nowy rower i tak zostało.
Po czwarte - mogłem kupić trochę tańszy, rower przykładowo Level B4 lub coś z alternatywy i go doinwestować, ale nie chciało mi się w to bawić i kupiłem gotowca, który spełnia moje wymagania ponadto.
Na tę chwilę uważam moje wypociny za zakończone i przy okazji następnych wyjazdów będę dzielić się kolejnymi wrażeniami z obcowania z nieznanym.
I jeszcze moja uhahana gęba w siodle :)
Trochę gramoliłem się z przygotowaniem wierzchowca do jazdy, ale wolę spędzić więcej czasu na doregulowanie wszystkiego, niż później męczyć się z zatrzymywaniem i kręceniem czegoś na trasie. Jako że niby jest to ścigancka fura do XC, postanowiłem przetestować ją na trasie Winter Race. Niestety - najciekawsze smaczki zgubiłem (konkretnie ostatnie kilometry z sinusoidami i innymi atrakcjami) jednak co nieco zaznałem zjazdów i podjazdów. Trasa do około 10 kilometra wiodła szlakiem Winter Race, później w lesie pobłądziłem i wylądowałem na dukcie do Wylatkowa. Stamtąd już asfaltem do Powidza po drodze zgarniając panoramę na jezioro Powidzkie:
W Powidzu jeszcze zajeżdżam na deptak, gdzie spotykam swojego wąsatego brata. Czyż nie są podobni?
W tym samym miejscu,przy posiadówie na posiłek, zbiegają się okoliczne morsy przyciągając masę widowni:
Później standardowo ruszyłem wzdłuż torów do Przybrodzina, gdzie świeci pustkami:
Stamtąd już prosta droga do domu zielonym szlakiem, przez Kinno, Jerzykowo.
Jeszcze kilka słów odnośnie pierwszego dnia z nowym sprzętem.
Pokonałem w tym dniu nieco ponad 60 km.
Techicznie rower waży nieco więcej niż mój GT (około 1,5 kg więcej). Geometria ramy pasuje mi zarówno w starym jak i nowym. Wszystko chodzi jak w zegarku, jedynie amortyzator był zbyt miękko ustawiony i cały komfort jazdy w terenie został zakłócony. Nie ustawiłem go, bo nie miałem pompki, a kompresor na stacji paliw wpuścił jedynie 5 bar (jakieś 73 PSI), co było optymalnym ustawieniem na bikera ważącego 20 kg mniej.
Jeśli chodzi o napęd - przepaść pomiędzy 3x8 a 2x10. Przede wszystkim miałem spory problem z doborem optymalnej przerzutki w chwilowych warunkach panujących na trasie.
Hamulce - żyleta. Nigdy nie narzekałem na V-brake, ale 180 mm tarcza z przodu i hydrauliki to jest coś niesamowitego. Dosłownie wrzynają się w podłoże.
Pozycja na rowerze, wielkość ramy - przepaść pomiędzy GT a Krossem. Zupełnie inna pozycja; niby pochylam się tak samo, ale kierownica jest w innym miejscu, pedały znajdują się w innym miejscu. Generalnie wszystko jest w innym miejscu :)
Koła - duże koło ma znaczenie, ale tylko w terenie. Na asfalcie nie czułem żadnej różnicy pomiędzy 26" a 29". Przede wszystkim fajne jest to, że mogę zablokować amortyzator i nie tracę siły zbędnie uginając go. Za to wjeżdżając w teren zaczyna się prawdziwa zabawa. Rower przez wszelkie przeszkody przechodzi płynnie z obciążeniem niczym kulturysta robiąc ósme ćwiczenie na klatę (nie mylić z serią :) ). Na 26 calach miałem jakby tąpnięcie, przeskok z jazdy lekkiej w ultraciężką (np. korzenie, kamienie, podjazd etc.). Na dużych kołach rower jakby przygotowuje kolarza do zmiany obciążenia , przez co można efektywniej wykorzystać czas pokonywania przeszkód, albo nawet je zaniedbać kiedy są krótkie (po prostu przelecieć przez nie). Technicznie nie mogę powiedzieć złego słowa na ich temat, bo ich nie znam. Piasty podobne jak w GT z tym, że na sztywnych osiach (ciekawe co to daje), ponoć ciężkie. Obręcze bliżej mi nieznane, ponoć lekkie. Tarcze - duży plus, że z przodu pojawia się 180 mm.
Opony - to jest duży mankament w tym rowerze. Za niemałe pieniądze dają najniższą wersję Rapid Robów 2,1" w wersji drutowej. Na czymś jednak trzeba przyoszczędzić, a że opony zużywają się szybko, można szybko je wymienić. W tej kwestii nie narzekam, bo bieżnik jest w miarę przyczepny.
Ogólna ocena z jazdy - muszę się na nowo nauczyć jeździć. Pierwsze wrażenie to takie, że na asfalcie jest gorzej, a w terenie lepiej niż na GT. Nie potrafię jeszcze jednak pedałować optymalnie do warunków panujących pod kołami. Wiadomo - nie od razu Rzym zbudowano. Czuję jednak duży potencjał w tym rowerze.
Dlaczego akurat ten model?
Po pierwsze - miałem na wydanie na rower trochę pieniędzy, a że chciałem mieć coś porządnego, to zainwestowałem w zeszłoroczny sprzęt, który i tak kupiłem taniej.
Po drugie - chciałem zamówić Grand Canyon (droga przesyłka i długi czas oczekiwania) lub GT Zaskar Sport (nigdzie niedostępny w chwili poszukiwań), ale sprzęt tam ładowany do równowartości Krossa jest gorszy.
Po trzecie - mogłem kupić używany rower w dużo lepszej konfiguracji, ale uparłem się na nowy rower i tak zostało.
Po czwarte - mogłem kupić trochę tańszy, rower przykładowo Level B4 lub coś z alternatywy i go doinwestować, ale nie chciało mi się w to bawić i kupiłem gotowca, który spełnia moje wymagania ponadto.
Na tę chwilę uważam moje wypociny za zakończone i przy okazji następnych wyjazdów będę dzielić się kolejnymi wrażeniami z obcowania z nieznanym.
- DST 64.13km
- Teren 28.00km
- Czas 03:08
- VAVG 20.47km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 marca 2017
Do pracy/z pracy
- DST 40.13km
- Teren 8.00km
- Czas 01:44
- VAVG 23.15km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze