Sobota, 16 lutego 2019
Pfänder/Lindau
Zaległy wpis sprzed 3 miesięcy. Trochę zaniedbałem BS ale stopniowo postaram się nadrobić :)
Na sobotę ustaliłem, że zaatakuję jeden z pobliskich szczytów i przekonam się na własnej skórze o niedostępności terenowych ścieżek. Atak odbył się na szczyt Pfänder, dokąd dojeżdża kolejka linowa, a więc spodziewałem się, że będzie tłoczno. Początkowo dojazd asfaltowy do miejscowości Fluh, która jest częścią Bregenz, na wysokość 747 m n.p.m. Już tutaj zderzyłem się ze ścianą kondycyjną w porównaniu do płaskości wielkopolski i dotychczasowych rekonesansów. Po drodze próbowałem wjechać w ścieżki pieszo - rowerowe, ale nic z tego: takie oto warstwy śniegu zalegają:
Dalej we Fluh zauwazyłem fragment ścieżki stromej, ale już z suchą ziemią, ale niestety kilkadziesiąt metrów wyżej skończyła się i pozostało mi wpychać rower po śliskich topniejących śniegach na płaskich butach. Po drodze nie odmawiam sobie oczywiście zdjęcia na widoki:
Po około pół godziny pchania roweru teren nieco się wyrównuje i zaczynam jechać. Oczom moim ukazuje się widok stacji kolejki linowej w oddali i niewielki szczyt do podjechania. Tak oto znalazłem się na około 1000 m n.p.m.
Na sam szczyt już nie wjeżdżam po asfalcie, tylko zaczynam zjazd po wariancie w pełni asfaltowym ze względów bezpieczeństwa. Tak oto zażywam około pół godziny frajdy z jazdy w dół :) Po drodze zatrzymuję się jeszcze na zboczu klifu w miejscowości Eichenberg, skąd widoki również są zacne:
Po zjeździe już na wypłaszczenia postanawiam wydłużyć sobie wyjazd o odwiedziny wyspy, którą widać na powyższym zdjęciu. Wyspa Lindau znajduje się już w Niemczech, a więc wariantem rowerowym przekraczam tego dnia granicę. Na wyspie można powiedzieć, że jest bajecznie. Docieram do głównego bulwaru nad jeziorem Bodeńskim, który wygląda mniej więcej tak:
Ceny w restauracjach jak na zagraniczne warunki całkiem przyzwoite. Odpoczywam chwilę na ławeczce i wyruszam w drogę powrotną. Tego dnia chciałem zrobić ponad 100 km, ale podjazd całkiem mnie wykończył i odpuściłem sobie.
Na sobotę ustaliłem, że zaatakuję jeden z pobliskich szczytów i przekonam się na własnej skórze o niedostępności terenowych ścieżek. Atak odbył się na szczyt Pfänder, dokąd dojeżdża kolejka linowa, a więc spodziewałem się, że będzie tłoczno. Początkowo dojazd asfaltowy do miejscowości Fluh, która jest częścią Bregenz, na wysokość 747 m n.p.m. Już tutaj zderzyłem się ze ścianą kondycyjną w porównaniu do płaskości wielkopolski i dotychczasowych rekonesansów. Po drodze próbowałem wjechać w ścieżki pieszo - rowerowe, ale nic z tego: takie oto warstwy śniegu zalegają:
Dalej we Fluh zauwazyłem fragment ścieżki stromej, ale już z suchą ziemią, ale niestety kilkadziesiąt metrów wyżej skończyła się i pozostało mi wpychać rower po śliskich topniejących śniegach na płaskich butach. Po drodze nie odmawiam sobie oczywiście zdjęcia na widoki:
Po około pół godziny pchania roweru teren nieco się wyrównuje i zaczynam jechać. Oczom moim ukazuje się widok stacji kolejki linowej w oddali i niewielki szczyt do podjechania. Tak oto znalazłem się na około 1000 m n.p.m.
Na sam szczyt już nie wjeżdżam po asfalcie, tylko zaczynam zjazd po wariancie w pełni asfaltowym ze względów bezpieczeństwa. Tak oto zażywam około pół godziny frajdy z jazdy w dół :) Po drodze zatrzymuję się jeszcze na zboczu klifu w miejscowości Eichenberg, skąd widoki również są zacne:
Po zjeździe już na wypłaszczenia postanawiam wydłużyć sobie wyjazd o odwiedziny wyspy, którą widać na powyższym zdjęciu. Wyspa Lindau znajduje się już w Niemczech, a więc wariantem rowerowym przekraczam tego dnia granicę. Na wyspie można powiedzieć, że jest bajecznie. Docieram do głównego bulwaru nad jeziorem Bodeńskim, który wygląda mniej więcej tak:
Ceny w restauracjach jak na zagraniczne warunki całkiem przyzwoite. Odpoczywam chwilę na ławeczce i wyruszam w drogę powrotną. Tego dnia chciałem zrobić ponad 100 km, ale podjazd całkiem mnie wykończył i odpuściłem sobie.
- DST 67.88km
- Teren 7.00km
- Czas 04:07
- VAVG 16.49km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Bregencja i Vorarlberg - byłam w tym roku dwa razy - w lutym (Bregenzerwald) i w marcu (Sankt Anton). Ale zabrałam narty, a nie rower. Fantastycznie było! Uwielbiam tę okolicę - trochę jakby śródziemnomorska atmosfera nad Jeziorem Bodeńskim, nawet w zimie, a godzina jazdy i jest się w sercu wysokich gór. Mogłabym tam mieszkać na stałe. Jeździłeś coś też na nartach?
tanova - 23:46 niedziela, 12 maja 2019 | linkuj
Komentuj