Piątek, 11 września 2020
Objazd trasy Solid MTB Owińska niedokończony
Objazd zakończył się turboglebą dekady, ale o tym za chwilę. Na trasę ruszyłem z parkingu po pracy standardową trasą pod Dziewiczą Górę. Jako że start trasy był w Owińskach, to postanowiłem, że rozpocznę objazd najbliżej Dziewiczej Góry, czyli od razu wjadę na techniczne ścieżki. Jak postanowiłem, tak zrobiłem i na dzień dobry robię najcięższy fragment trasy podjazdami i zjazdami po znanych mi singlach z elementami dropów i innych hop. W kilku miejscach muszę podprowadzać i gubię trasę ze względu na ustawione w liczniku zbyt rzadkie odświeżanie sygnału GPS. Jechałem po śladzie i ustawione 5 sekund nie starczało na zakrętach. W końcu dojeżdżam do miejsca startu wyścigu i wielce się dziwię jak świetny teren został tam zagospodarowany na rekreację.
Chwilę czasu spędzam nad wake parkiem:
Podjeżdżam następnie pod plażę, która jest już zamknięta:
Eksploruję też tereny pod ogniska i miejsca kempingu:
Dalej wznawiam ślad i jadę po szlaku zdumiony, że Lasy Państwowe pozwoliły poprowadzić trasę po leśnych bezdrożach i nienaruszonym ludzkimi nogami runie leśnym. Gdyby nie ślady wyścigu sprzed tygodnia nie wiedziałbym, że trasa wiedzie akurat tamtędy. Kilka razy przez to gubię się w lesie przez wspomniane już wcześniej problemy. W końcu dojeżdżam do znanych mi już singli w okolicach Dziewiczej Góry i chyba zbyt pewnie się poczułem, ponieważ... zaliczam najmocniejszą kraksę jaką kiedykolwiek doznałem.
Na jednym ze zjazdów wyrzuca mnie na jakimś korzeniu prosto na drzewo i odruchowo wciskam hamulce i skręciłem kierownicą. To spowodowało, że przeleciałem przez kierownicę prosto na główkę. Na szczęście upadłem na miękkie i wyryłem tylko dziurę w ziemi. Gdyby było tam coś twardszego mogło by się to gorzej skończyć. Po chwilowym zszokowaniu wstaję i robię rozeznanie w zdrowiu i w sprzęcie. Mi nic nie jest oprócz niewielkiego bólu karku, a w rowerze mam tak skrzywione przednie koło, że nie da się jechać bo ociera o lagi amortyzatora. Szybka analiza i stwierdzam, że wygięcie nastąpiło w miejscu zaznaczonym na zdjęciu. O dziwo wszystkie szprychy są całe.
Wizja powrotu na nogach 20 km do parkingu wzbudziła we mnie wyobraźnię i zaczynam szukać rozwiązania doraźnego. Po chwili kombinacji wykorzystuję furtkę i płot pobliskiego obiektu technicznego, w które wkładam koło tak, by wykorzystać dźwignię w miejscu wygięcia i odginam koło niemalże do prostego. To pozwala mi zamontować koło i dojechać do parkingu z zaoszczędzeniem czasu i sił na dojście.
Cała ta sytuacja pozostawia we mnie niesmak, że tak się dałem ponieść pewności siebie i pozostawiam nierozwiązane sprawy z objazdem trasy, co oznacza, że będę musiał jeszcze tam wrócić. Przynajmniej teraz będę mieć obie felgi w rowerze równe, gdyż tylne koło naprawiałem już wcześniej ze względu na pęknięcie w miejsca montażu nypla.
Chwilę czasu spędzam nad wake parkiem:
Podjeżdżam następnie pod plażę, która jest już zamknięta:
Eksploruję też tereny pod ogniska i miejsca kempingu:
Dalej wznawiam ślad i jadę po szlaku zdumiony, że Lasy Państwowe pozwoliły poprowadzić trasę po leśnych bezdrożach i nienaruszonym ludzkimi nogami runie leśnym. Gdyby nie ślady wyścigu sprzed tygodnia nie wiedziałbym, że trasa wiedzie akurat tamtędy. Kilka razy przez to gubię się w lesie przez wspomniane już wcześniej problemy. W końcu dojeżdżam do znanych mi już singli w okolicach Dziewiczej Góry i chyba zbyt pewnie się poczułem, ponieważ... zaliczam najmocniejszą kraksę jaką kiedykolwiek doznałem.
Na jednym ze zjazdów wyrzuca mnie na jakimś korzeniu prosto na drzewo i odruchowo wciskam hamulce i skręciłem kierownicą. To spowodowało, że przeleciałem przez kierownicę prosto na główkę. Na szczęście upadłem na miękkie i wyryłem tylko dziurę w ziemi. Gdyby było tam coś twardszego mogło by się to gorzej skończyć. Po chwilowym zszokowaniu wstaję i robię rozeznanie w zdrowiu i w sprzęcie. Mi nic nie jest oprócz niewielkiego bólu karku, a w rowerze mam tak skrzywione przednie koło, że nie da się jechać bo ociera o lagi amortyzatora. Szybka analiza i stwierdzam, że wygięcie nastąpiło w miejscu zaznaczonym na zdjęciu. O dziwo wszystkie szprychy są całe.
Wizja powrotu na nogach 20 km do parkingu wzbudziła we mnie wyobraźnię i zaczynam szukać rozwiązania doraźnego. Po chwili kombinacji wykorzystuję furtkę i płot pobliskiego obiektu technicznego, w które wkładam koło tak, by wykorzystać dźwignię w miejscu wygięcia i odginam koło niemalże do prostego. To pozwala mi zamontować koło i dojechać do parkingu z zaoszczędzeniem czasu i sił na dojście.
Cała ta sytuacja pozostawia we mnie niesmak, że tak się dałem ponieść pewności siebie i pozostawiam nierozwiązane sprawy z objazdem trasy, co oznacza, że będę musiał jeszcze tam wrócić. Przynajmniej teraz będę mieć obie felgi w rowerze równe, gdyż tylne koło naprawiałem już wcześniej ze względu na pęknięcie w miejsca montażu nypla.
- DST 60.83km
- Teren 43.00km
- Czas 03:37
- VAVG 16.82km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj