DT4YOU MTB Maraton Oborniki
Za namową kolegów w sumie postanowiłem wziąć udział w podobno jednym z lepszych wyścigów w Wielkopolsce, sponsorowanym przez firmę DT Swiss, o nazwie jak w tytule postu. Na miejsce startu zlokalizowanym przy ośrodku sportu i rekreacji pojechaliśmy w trzech razem z Mariuszem i Krzychem. Nie mieliśmy większego problemu z zaparkowaniem, czego obawialiśmy się ze względu na dużą ilość startujących (ponad 800 osób w różnych kategoriach). Załatwienie formalności, przebranie się, krótka rozgrzewka i jesteśmy już na starcie. Najpierw startowała kategoria MEGA, następnie w trzech falach najbardziej liczna kategoria MINI, w której ja startowałem i na końcu kategoria Turystyczna. Uznałem, że ze względu na słabe wytrenowanie i pierwszy wyścig w sezonie, postanowiłem, że wystartuję na początku trzeciej fali. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Sam start wyglądał mniej więcej tak:
fot. eoborniki.pl
Start po grząskim piachu i chwilę później po asfalcie do lasu. Na mniej więcej piątym kilometrze zaczęły się konkretne single, na których zacząłem żałować startu w tak odległej kategorii. Co chwilę byłem zmuszany do zatrzymywania się ze względu na brak możliwości wyprzedzania, jednocześnie trwoniąc siły na start i podprowadzanie na podjazdach i (co gorsza) sprowadzanie na zjazdach... Te około 5 km spowodowały, że zacząłem mieć kryzys już na mniej więcej piętnastym kilometrze... Nie przejmując się wielce kontynuowałem tę jazdę. Na mniej więcej dwudziestym kilometrze coś zaczęło mi obcierać z tyłu na największych tarczach kasety. Szybkie zerknięcie i zauważyłem, że kółko przerzutki zazębia się z tarczą kasety podczas pedałowania. Sądziłem, że śrubka regulacji naciągu wózka się wykręciła i ją zgubiłem i takim sposobem jechałem pozostałe 20 km bez możliwości jazdy na najmniejszych przełożeniach, a co za tym idzie, każde większe wzniesienie to schodzenie z roweru, wbieganie i wskakiwanie po wbiegnięciu. Fota gdzieś w terenie:
fot. eoborniki.pl
Na każdym bufecie zgarnąłem kubek z wodą, bo wziąłem jeden bidon wody i wiedziałem, że mi nie starczy do końca przez to wbieganie. Całe szczęście dalsza część trasy już się trochę wypłaszczyła, pomijając kilka konkretnych podjazdów, których nawet ze sprawnym napędem bym nie podjechał. Jeśli chodzi o pozycję, to w zdecydowanej większości wyprzedzałem tych co opadali z sił po każdej serii singli lub podjazdów i zjazdów kilkoro ludzi mnie wyprzedzało na podjazdach z wiadomych przyczyn, ale później starałem się odrobić pozycję. Do mety wjeżdżam samotnie, bo pociąg, który goniłem, odjechał gdzieś w dal, a ja za sobą zostawiłem rywali na bezpieczną odległość. Do mety wjeżdżam samotnie:
fot. fotosa.pl
Wyniki wyglądają następująco:
Dystans MINI (39 km)
czas: 2:36:14
Miejsce Open: 237/431
Kategoria M16: 44/71
Wynik jako taki mnie zadowala, choć wiem, że nie pojechałem na 100%, a jedynie na jakieś 60 - 70... Przede wszystkim źle rozłożyłem siły, ale niestety lepiej się nie dało, no i ta awaria napędu...
Co do trasy to jest mega, ale uważam osobiście, że na dużo mniejszą ilość startujących. Nie dość, że miejsc na wyprzedzanie mało, to jeszcze wszechobecny ścisk i spiętrzenia na podjazdach. Sam wyścig i organizację jednak oceniam bardzo dobrze. Za rok prawdopodobnie wrócę na te ścieżki!
fot. eoborniki.pl
Start po grząskim piachu i chwilę później po asfalcie do lasu. Na mniej więcej piątym kilometrze zaczęły się konkretne single, na których zacząłem żałować startu w tak odległej kategorii. Co chwilę byłem zmuszany do zatrzymywania się ze względu na brak możliwości wyprzedzania, jednocześnie trwoniąc siły na start i podprowadzanie na podjazdach i (co gorsza) sprowadzanie na zjazdach... Te około 5 km spowodowały, że zacząłem mieć kryzys już na mniej więcej piętnastym kilometrze... Nie przejmując się wielce kontynuowałem tę jazdę. Na mniej więcej dwudziestym kilometrze coś zaczęło mi obcierać z tyłu na największych tarczach kasety. Szybkie zerknięcie i zauważyłem, że kółko przerzutki zazębia się z tarczą kasety podczas pedałowania. Sądziłem, że śrubka regulacji naciągu wózka się wykręciła i ją zgubiłem i takim sposobem jechałem pozostałe 20 km bez możliwości jazdy na najmniejszych przełożeniach, a co za tym idzie, każde większe wzniesienie to schodzenie z roweru, wbieganie i wskakiwanie po wbiegnięciu. Fota gdzieś w terenie:
fot. eoborniki.pl
Na każdym bufecie zgarnąłem kubek z wodą, bo wziąłem jeden bidon wody i wiedziałem, że mi nie starczy do końca przez to wbieganie. Całe szczęście dalsza część trasy już się trochę wypłaszczyła, pomijając kilka konkretnych podjazdów, których nawet ze sprawnym napędem bym nie podjechał. Jeśli chodzi o pozycję, to w zdecydowanej większości wyprzedzałem tych co opadali z sił po każdej serii singli lub podjazdów i zjazdów kilkoro ludzi mnie wyprzedzało na podjazdach z wiadomych przyczyn, ale później starałem się odrobić pozycję. Do mety wjeżdżam samotnie, bo pociąg, który goniłem, odjechał gdzieś w dal, a ja za sobą zostawiłem rywali na bezpieczną odległość. Do mety wjeżdżam samotnie:
fot. fotosa.pl
Wyniki wyglądają następująco:
Dystans MINI (39 km)
czas: 2:36:14
Miejsce Open: 237/431
Kategoria M16: 44/71
Wynik jako taki mnie zadowala, choć wiem, że nie pojechałem na 100%, a jedynie na jakieś 60 - 70... Przede wszystkim źle rozłożyłem siły, ale niestety lepiej się nie dało, no i ta awaria napędu...
Co do trasy to jest mega, ale uważam osobiście, że na dużo mniejszą ilość startujących. Nie dość, że miejsc na wyprzedzanie mało, to jeszcze wszechobecny ścisk i spiętrzenia na podjazdach. Sam wyścig i organizację jednak oceniam bardzo dobrze. Za rok prawdopodobnie wrócę na te ścieżki!
- DST 46.81km
- Teren 41.00km
- Czas 03:01
- VAVG 15.52km/h
- Sprzęt Kross Level B8
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj