Sobota, 16 maja 2015
Poznań -> Kołobrzeg w jedną noc
Jakiś tydzień wstecz zauważam, że organizowany jest wyjazd w jedną noc nad morze przez grupę Travel & Cycle Team z Poznania. Postanawiam podjąć wyzwanie, jako że i tak planowałem podobny wyjazd w tym roku. Na miejscu stawia się 12 osób:
8 osób jedzie na rowerach szosowych, a 4 (w tym ja) na rowerach MTB. Wyruszamy o godzinie 19:15 spod technikum na Ogrodach w kierunku Szamotuł. Już kilka kilometrów od startu zdarza się pierwszy wypadek dzisiejszego dnia w wyniku łańcucha zahamowań rowerów poprzedzających ofiarę. Poniżej opatrywanie rany:
Kraksa jednak nie była na tyle poważna, żeby nie jechać dalej i po chwili ogarnięcia się ruszamy dalej.
Odcinek Poznań - Szamotuły przebiega sprawnie i szybko. Średnia około 28 km/h i jeszcze wszyscy dają radę :) W Szamotułach zaczyna robić się chłodno i postanawiamy ubrać się w cieplejsze rzeczy. Przepak pod znaną siecią dyskontów:
Tutaj Kuba ujawnia swoje drugie oblicze i ubiera się w swój strój superbohatera (pechowo zostawił tarczę w domu) :)
Najadamy się, robimy zapasy, wypróżniamy kawałek dalej i ruszamy w trasę. Od tego momentu zaczyna się robić naprawdę zimno. Temperatura dochodzi do około 6*C a to dopiero początek... Ekipa gdzieś na granicy gminy Obrzycko już w nocy:
Kolejny postój robimy w Czarnkowie, gdzie robimy kolejne zapasy i niektórzy zaczynają się ogrzewać na stacji. Ja wziąłem zapasy ze sobą, więc na żadnym postoju nic nie kupuję. Znowu jedzenie, picie, siku i jechane:
Następnie atakujemy Wałcz, gdzie mija mniej więcej połowa drogi:
Tutaj zaczyna się kulminacja niskiej temperatury, która spada poniżej zera:
Nikt kompletnie nie był przygotowany na takie zimno i robimy częste postoje na ogrzanie się. Już pierwszy postój dłuższy robimy na stacji w Wałczu, gdzie dwie osoby postanawiają zakończyć swoją próbę pokonania tego dystansu i wracają autobusem. Żegnamy się z nimi, po czym ruszamy i 20 km dalej zatrzymujemy się w całodobowej grochówkopodajni, aby przeczekać najzimniejszy moment, jakim był wschód słońca w okolicach 5 rano. Tam postój wynosił już około półtora godziny. Spędziliśmy je na jedzeniu grochówki, flaków, ogrzewaniu przy kominku i krótkiej drzemce.
Zdjęcie ze strony TCT
Zdjęcie ze strony TCT
W dalszą podróż wyruszamy około godziny 6:20 i od tego momentu robi się coraz cieplej. Po drodze mijamy parujące jeziorka:
Kiedy minęliśmy tablicę informującą, że do Kołobrzegu zostało 100 km, wtedy zaczyna się najbardziej męcząca część trasy, czyli podjazdy i zjazdy na zmianę. W tym momencie parę osób ma kryzys, ale reszta ekipy wspiera się nawzajem. Ta część trasy to już typowa walka o to, żeby każdy kilometr tylko przejechać. W miejscowości Połczyn-Zdrój uruchamiam swoje zapasy spaghetti, co wszystkich rozbawia (niektórzy poprzyczepiali do roweru jedzenie, kiedy ja dźwigałem na plecach :P ):
Zdjęcie ze strony TCT
Jakieś 30 km przed celem zaczyna wiać potężny wmordewind, który spowalnia nas do prędkości ok. 18 km/h i wykańcza psychicznie. Był to mój najcięższy kawałek trasy. W końcu docieramy do celu:
Na miejscu jesteśmy około godziny 12:15, więc całkowity czas jazdy wynosił około 17 godzin. Jak widać jest tylko radość na twarzy, nie ma zmęczenia :)
Docieramy na plażę, gdzie cykamy ekipową fotę:
Zjadamy zestaw z rybą w jednej ze smażalni (niektórzy tylko dla niej jechali :) ):
Zdjęcie ze strony TCT
W trakcie jazdy do smażalni zdarza się kolejny wypadek: Paweł, próbujący pokonać krawężnik, ześlizgnął się z niego i skrzywił tylne koło, jednak jemu samemu się nic nie stało. Całe szczęście, że stało się to dopiero w samym Kołobrzegu.
Mateusz postanawia wykąpać się w morzu, czym stał się główną atrakcją plaży:
Jako, że późno dojechaliśmy, mieliśmy mało czasu na pobyt, bo o 14:50 wyruszał pociąg. Ładujemy się do pociągu:
I zaczynamy uzupełniać elektrolity:
W Poznaniu meldujemy się około godziny 20:20 i tam już się rozjeżdżamy w swoje strony.
Podsumowując, wycieczka naprawdę się udała i jestem bardzo zadowolony. Po pierwsze: pobiłem swój rekord co do długości trasy i czasu spędzonego w siodle podczas jednej wycieczki. Jest to moja druga trasa w życiu powyżej 200 km (pierwsza to Pierścień Wokół Poznania). Po drugie: w porównaniu do Pierścienia, trasa wiodła cały czas asfaltem, więc czułem się mniej zmęczony, jednak ogólne zmęczenie wynikało z ponad doby na nogach. Po trzecie: spełniłem jedno ze swoich marzeń rowerowych. Po czwarte: poznałem dużo fajnych osób, którzy podzielają tę samą pasję, a i atmosfera wśród nich jest naprawdę super!
Jednak jest też kilka minusów: Po pierwsze: nie przygotowałem się w 100% na tę trasę i chłopaki wybrali chyba najgorszy termin w Maju/Czerwcu jeśli chodzi o pogodę (każdy z nas na to narzekał i nikt się nie przygotował na to :) ), jednak najważniejsze, że nie padało. Po drugie: jechaliśmy trochę za długo, przez co mało czasu spędziliśmy nad samym morzem i mam niedosyt co do tego.
Dzięki chłopaki za motywację i na pewno jeszcze kiedyś z Wami pojadę!
8 osób jedzie na rowerach szosowych, a 4 (w tym ja) na rowerach MTB. Wyruszamy o godzinie 19:15 spod technikum na Ogrodach w kierunku Szamotuł. Już kilka kilometrów od startu zdarza się pierwszy wypadek dzisiejszego dnia w wyniku łańcucha zahamowań rowerów poprzedzających ofiarę. Poniżej opatrywanie rany:
Kraksa jednak nie była na tyle poważna, żeby nie jechać dalej i po chwili ogarnięcia się ruszamy dalej.
Odcinek Poznań - Szamotuły przebiega sprawnie i szybko. Średnia około 28 km/h i jeszcze wszyscy dają radę :) W Szamotułach zaczyna robić się chłodno i postanawiamy ubrać się w cieplejsze rzeczy. Przepak pod znaną siecią dyskontów:
Tutaj Kuba ujawnia swoje drugie oblicze i ubiera się w swój strój superbohatera (pechowo zostawił tarczę w domu) :)
Najadamy się, robimy zapasy, wypróżniamy kawałek dalej i ruszamy w trasę. Od tego momentu zaczyna się robić naprawdę zimno. Temperatura dochodzi do około 6*C a to dopiero początek... Ekipa gdzieś na granicy gminy Obrzycko już w nocy:
Kolejny postój robimy w Czarnkowie, gdzie robimy kolejne zapasy i niektórzy zaczynają się ogrzewać na stacji. Ja wziąłem zapasy ze sobą, więc na żadnym postoju nic nie kupuję. Znowu jedzenie, picie, siku i jechane:
Następnie atakujemy Wałcz, gdzie mija mniej więcej połowa drogi:
Tutaj zaczyna się kulminacja niskiej temperatury, która spada poniżej zera:
Nikt kompletnie nie był przygotowany na takie zimno i robimy częste postoje na ogrzanie się. Już pierwszy postój dłuższy robimy na stacji w Wałczu, gdzie dwie osoby postanawiają zakończyć swoją próbę pokonania tego dystansu i wracają autobusem. Żegnamy się z nimi, po czym ruszamy i 20 km dalej zatrzymujemy się w całodobowej grochówkopodajni, aby przeczekać najzimniejszy moment, jakim był wschód słońca w okolicach 5 rano. Tam postój wynosił już około półtora godziny. Spędziliśmy je na jedzeniu grochówki, flaków, ogrzewaniu przy kominku i krótkiej drzemce.
Zdjęcie ze strony TCT
Zdjęcie ze strony TCT
W dalszą podróż wyruszamy około godziny 6:20 i od tego momentu robi się coraz cieplej. Po drodze mijamy parujące jeziorka:
Kiedy minęliśmy tablicę informującą, że do Kołobrzegu zostało 100 km, wtedy zaczyna się najbardziej męcząca część trasy, czyli podjazdy i zjazdy na zmianę. W tym momencie parę osób ma kryzys, ale reszta ekipy wspiera się nawzajem. Ta część trasy to już typowa walka o to, żeby każdy kilometr tylko przejechać. W miejscowości Połczyn-Zdrój uruchamiam swoje zapasy spaghetti, co wszystkich rozbawia (niektórzy poprzyczepiali do roweru jedzenie, kiedy ja dźwigałem na plecach :P ):
Zdjęcie ze strony TCT
Jakieś 30 km przed celem zaczyna wiać potężny wmordewind, który spowalnia nas do prędkości ok. 18 km/h i wykańcza psychicznie. Był to mój najcięższy kawałek trasy. W końcu docieramy do celu:
Na miejscu jesteśmy około godziny 12:15, więc całkowity czas jazdy wynosił około 17 godzin. Jak widać jest tylko radość na twarzy, nie ma zmęczenia :)
Docieramy na plażę, gdzie cykamy ekipową fotę:
Zjadamy zestaw z rybą w jednej ze smażalni (niektórzy tylko dla niej jechali :) ):
Zdjęcie ze strony TCT
W trakcie jazdy do smażalni zdarza się kolejny wypadek: Paweł, próbujący pokonać krawężnik, ześlizgnął się z niego i skrzywił tylne koło, jednak jemu samemu się nic nie stało. Całe szczęście, że stało się to dopiero w samym Kołobrzegu.
Mateusz postanawia wykąpać się w morzu, czym stał się główną atrakcją plaży:
Jako, że późno dojechaliśmy, mieliśmy mało czasu na pobyt, bo o 14:50 wyruszał pociąg. Ładujemy się do pociągu:
I zaczynamy uzupełniać elektrolity:
W Poznaniu meldujemy się około godziny 20:20 i tam już się rozjeżdżamy w swoje strony.
Podsumowując, wycieczka naprawdę się udała i jestem bardzo zadowolony. Po pierwsze: pobiłem swój rekord co do długości trasy i czasu spędzonego w siodle podczas jednej wycieczki. Jest to moja druga trasa w życiu powyżej 200 km (pierwsza to Pierścień Wokół Poznania). Po drugie: w porównaniu do Pierścienia, trasa wiodła cały czas asfaltem, więc czułem się mniej zmęczony, jednak ogólne zmęczenie wynikało z ponad doby na nogach. Po trzecie: spełniłem jedno ze swoich marzeń rowerowych. Po czwarte: poznałem dużo fajnych osób, którzy podzielają tę samą pasję, a i atmosfera wśród nich jest naprawdę super!
Jednak jest też kilka minusów: Po pierwsze: nie przygotowałem się w 100% na tę trasę i chłopaki wybrali chyba najgorszy termin w Maju/Czerwcu jeśli chodzi o pogodę (każdy z nas na to narzekał i nikt się nie przygotował na to :) ), jednak najważniejsze, że nie padało. Po drugie: jechaliśmy trochę za długo, przez co mało czasu spędziliśmy nad samym morzem i mam niedosyt co do tego.
Dzięki chłopaki za motywację i na pewno jeszcze kiedyś z Wami pojadę!
- DST 285.50km
- Teren 1.00km
- Czas 12:35
- VAVG 22.69km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Gratuluję!!!
No to mnie zaskoczyłeś tym wypadem :-) Ja też się przymierzam, by zaatakować w końcu morze. Myślę o drugiej połowie czerwca i może przylądek Rozewie :-) maniek1981 - 22:04 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj
No to mnie zaskoczyłeś tym wypadem :-) Ja też się przymierzam, by zaatakować w końcu morze. Myślę o drugiej połowie czerwca i może przylądek Rozewie :-) maniek1981 - 22:04 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj
Gratulacje !!!
Morze to mój cel ... w tym roku ! Może ? :) Jurek57 - 15:59 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj
Morze to mój cel ... w tym roku ! Może ? :) Jurek57 - 15:59 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj
Jeszcze raz gratuluję. Ostatnie kilometry z wmordewindem to musiała być niezła katorga :P
Nie korciło aby dokręcić te 14,5 km? ;) sebekfireman - 13:57 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj
Komentuj
Nie korciło aby dokręcić te 14,5 km? ;) sebekfireman - 13:57 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj